
Robótki Tarczowe
Tydzień przed powrotem do stacjonarnego nauczania spędziliśmy na różnorakich aktywnościach.
Tydzień w Zakopanem i powrót do szkoły z pewnością nie był łatwy, szczególnie przed komputerami. Zapomnijmy jednak na chwilę o tym, ponieważ nie samą szkołą uczniowie żyją.
Liturgiczna służba szykuje się do nadchodzących rozgrywek w koszykówkę. Pomimo namiastki lodowiska na boisku zawodnicy z determinacją oraz odpornością na chłód godną radzieckich sportowców szlifowali swe umiejętności. Choć niektórzy ostatni raz z koszykówką na poważnie do czynienia mieli kilka lat temu, to po zaledwie kilku sesjach wrócili do dawnej formy (nieprawda - dopisek jednego z zawodników).
Podzieleni na dwie drużyny, młodszą i starszą (niech was to jednak nie zwiedzie) rozpoczęliśmy mecz. Z początku gra była dość jednostronna z plusem dla kategorii S z powodu nierówności w liczbie zawodników oraz szczątkowej skuteczności w rzutach drużyny przeciwnej. Szala zrównoważyła się wraz z dojściem do gry nowych zawodników. Mając do dyspozycji dwukrotnie większą ilość możliwości podań L-ka sukcesywnie posuwała się do przodu pod kosz przeciwnika, nadal jednak nie trafiając. S-ka wrzucała za to czyste punkty z odległości siedmiu metrów od kosza, co nie pozostawia innej diagnozy jak to, że musieli oszukiwać.
Po przypomnieniu sobie zasad biegania i rzucania do celu, część z nas udała się do warsztatu, gdzie pracowaliśmy nad nowym projektem. Nie wchodząc w szczegóły, w ruch poszły frezarki, piły tarczowe, wiertarki i coś, czego nie da się jednoznacznie zdefiniować czym to właściwie jest. Po kilkudziesięciu minutach pracy wyglądaliśmy jak bałwany w wersji trocinowej, co zostało skrzętnie wykorzystane podczas obrzucania nowoprzybyłych gapiów pochodną drewna.
Po pracy, która nie skończyła się utratą palców jak niektórzy podejrzewali, skoczyliśmy jeszcze na szybką partyjkę gwinta i rozeszliśmy się do swoich domów.